20 sie 2014

4: 'All the way to the edge of desire'


♠ ♠ ♠
 
  Plecy Rae prawie zderzyły się ze ścianą, gdy wpadli do jej sypialni, zbytnio zaabsorbowani gorącym pocałunkiem, pozostawiającym uczucie zamroczenia i wirującego wokół świata. Dłonie Harry’ego trzymały za jej biodra, ściskając je mocno, gdy wplotła palce w jego włosy, odwzajemniając gwałtownie pieszczotę. W ich pocałunku nie było niczego łagodnego ani powolnego, kąsali swoje wargi, w odstępach między tańcem ich języków i jęków przepełnionych ogniem i pasją. Rae praktycznie drżała.
Przerywając pocałunek, zdjęła jednym ruchem koszulkę Harry’ego, co spowodowało, że ten zamrugał z zaskoczenia, dziwiąc się, jak szybko się jej pozbyła. Zanim zdążył się wypowiedzieć, jej usta już były przyciśnięte do jego, a dłonie przesuwały się po klatce piersiowej, mięśniach na rękach, ramionach i plecach. Nie mogła nacieszyć się jego skórą.
Ogień rozprzestrzenił się na jej wargach, kiedy pocałował ją brutalniej, powodując, że stały się opuchnięte. Gdy przeniósł usta na jej szyję, Rae odchyliła głowę, dzięki czemu miał lepszy dostęp do jej delikatnej skóry, którą gryzł, wywołując miękki i ledwo słyszalny dźwięk, wydostający się z jej rozchylonych warg.
Bez ostrzeżenia położyła dłonie na jego klatce piersiowej, popychając do tyłu, tak, że potknął się i wylądował na łóżku, a jego zaskoczone oczy patrzyły na nią z niedowierzaniem. Nie dała mu za dużo czasu na myślenie, bo już po chwili wpełzła na jego kolana i przerzuciła swoje nogi po obu stronach jego ciała. Owinęła je wokół jego talii, zaraz gdy ten usiadł, a jego dłonie automatycznie odszukały drogę do jej bioder, aby mógł ją podtrzymywać.
Pochylając się, ponownie złączyła ich usta w pocałunku, zupełnie nie przejmując się tym, że chłopak chwycił za rąbek jej koszulki, która po chwili wylądowała na podłodze. Jego dłonie zetknęły się z jej nagą skórą, co wystarczyło, aby zaczęła lekko pojękiwać. Sposób, w jaki Harry jej dotykał był nie do opisania. Lekki jak piórko i kochający, ale w tym samym czasie szorstki i pełen pasji, wzniecał w niej ogień, powodując, że cała drżała.
Gdy przeniósł swoje usta na jej obojczyk, odchyliła głowę, przyciskając swoje ciało do jego, co poskutkowało gardłowym pomrukiem, wydostającym się z jego ust i wywołującym wibracje na jej skórze. Uśmiechnęła się lekko, wykonując tę czynność jeszcze raz, kiedy jego dłoń przemieszczała się po jej kręgosłupie, a palce muskały pojedyncze kości, dopóki nie dotarły do zapięcia od biustonosza.
Wzięła głośny wdech i drgnęła, kiedy ujął jej piersi w swoje usta, wykonując nimi umiejętne i precyzyjne ruchy. Ścisnęła mocniej jego ramiona i zamknęła oczy. Z brzuchem dociśniętym do jego torsu, czuła jak ich skóra całkowicie płonęła. Poprawiając swój uchwyt na barkach chłopaka, pchnęła go na łóżko, powodując wydostanie się lekkiego śmiechu z jego ust. Kochała, kiedy miała w sobie tyle ognia, że potrafiła działać z nim w ten sposób. Wiedziała, że później jej ciało będą przyozdabiać malinki i być może odczuje trochę bólu, ale to nie miało znaczenia. Ze splątanymi kończynami, przewracając się na łóżku, nie czuła nic oprócz szczęścia. Była absolutnie odurzona Harrym w sposób, w jaki żaden narkotyk nie potrafiłby tego uczynić. Czuła się jak pojedynczy ptak w locie w jeden z tych martwych, spokojnych dni, wznoszący się wysoko ponad wszystko, całkowicie pochłonięty w swoim własnym świecie i własnej przyjemności.
Trudno było wydostać się słowom, kiedy nie mieli na siebie nic, oprócz skóry. Światło przedostające się przez okno uderzyło w ciało Harry’ego, kiedy sięgnął do szafki, a palce Rae krążyły po jego żebrach, wywołując dreszcze. Skóra chłopaka skąpana w słońcu była jedną z najbardziej pięknych i zaskakujących rzeczy, które mogła zobaczyć na tym świecie. Każde gładki fragment, każdy kontur i każdy mięsień był wspaniały na swój własny sposób, tak skomplikowany i niesamowity.
Harry zaatakował bezwzględnie twarde i szorstkie usta Rae. Odwzajemniła pocałunek z tą samą śmiałością, przygryzając mocno jego wargę i powodując, że oderwał się od niej z zaskoczeniem. Uśmiechnęła się do niego, a w jego oczach pojawił się błysk. – Więc tak się bawimy?
- Nie wiem – warknęła, wplatając palce w jego włosy i zaciskając je mocno. – Ty mi powiedz.
Przyciągnęła go do siebie ponownie, ale odwrócił twarz, atakując ustami jej szyję, nieco poniżej ucha. Jego dłoń przesunęła się po nodze, zanim nie złapał ostro za jej udo, owijając je sobie wokół bioder i robiąc to samym z drugim, poprzez zwykłe sztruchnięcie kolanem. – Prosiłaś się o to, kochanie.
Normalnie, Rae zawsze widzi moment, kiedy ich ciała się łączą, kiedy stają się jednością, przepełnioną miłością, światłem i wszystkim innym, co liczy się w tym świecie. Tym razem przewidziała, że to nadchodzi, i kiedy wszedł w nią, uderzając w jej wrażliwy punkt już przy pierwszym pchnięciu, nie potrafiła powstrzymać swojego krzyku.
Paznokcie wbiły się w skórę. Rae całkowicie straciła głowę w sposób, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej. To było zupełnie inne niż wszystko, co robili w przeszłości i nie umiała zareagować inaczej, gdy rozpadała się pod nim, starając się złapać oddech pomiędzy krzyczeniem jego imienia, a sapaniem. Nie potrafiła wypełnić swoich płuc, kiedy wysuwał się z niej, aby następnie wbić się całą długością, ostrzej niż miał to w zwyczaju.
Każda cząsteczka drżała. Czuła, że została pochłonięta przez euforię. Nie potrafiła skupić swoich myśli. To tak, jakby jej umysł dryfował w basenie absolutnej przyjemności. To spychało ją z krawędzi, o której istnieniu nie miała nawet zielonego pojęcia.
Harry przycisnął usta do jej, ani trochę nie zwalniając swoich ruchów. Ledwo odwzajemniała jego pocałunek. Jedyne co robiła świadomie, to wysuwanie swoich bioder na spotkanie z tymi, należącymi do niego oraz ściskanie jego włosów w jednej dłoni, a fragment prześcieradła w drugiej. Rae była całkowicie pochłonięta przez zaloty Harry’ego i nie mogła nic z tym zrobić. Nie chciała nic z tym zrobić.
- Shh. – Harry roześmiał się, jego usta nadal majaczyły w pobliżu jej warg. Mogła wyłapać nutkę zadowolenia w jego głosie, ale bardziej zwróciła uwagę na to, jaki był nienaturalny. Również miał trudności z kontrolowaniem siebie. – Sąsie-
Nie dokończył zdania. Rae chwyciła go zawzięcie i praktycznie zrzuciła z siebie, kiedy okręciła ich tak, że teraz ona znajdowała się na górze. Położyła dłonie płasko na jego klatce piersiowej, wbijając w nią paznokcie i przejmując kontrolę. Poruszała swoimi biodrami w sposób, który spowodował, że chłopak zaczął jęczeć naprawdę głośno. Uśmiechnęła się, pochylając się tak, że jej usta znajdowały się powyżej jego warg. – Shh – warknęła. – Sąsiedzi.
Obydwoje byli całkowicie zatraceni w sobie nawzajem, we wszystkich sposobach, w jakich dwoje ludzi mogłoby być. W umyśle Rae nie było żadnych wątpliwości, że Harry ją kocha. A gdyby one były; zostałyby wymazane w tym momencie, w którym oboje byli kompletnie i całkowicie pogrążeni w chaosie, połączeni ze sobą i z zaciskającymi się mięśniami, w akompaniamencie westchnień.
Zwalniając, Rae nigdy nawet nie myślała, że może doświadczyć czegoś tak namiętnego. Ale jak to często bywa z Harrym – była w błędzie. Wydawało się, że ta dwójka pokonała już tyle niemożliwości, złamała tak wiele przekonań i rzuciła na wiatr wszystkie zasady, panujące w związkach.
Byli dla siebie stworzeni. Reagowali na siebie w sposób, który był niezwykle rzadki i który tylko niektórzy potrafili doświadczyć. I kiedy osunęła się na klatkę piersiową Harry’ego, łapiąc powietrze, wiedziała, że jej miłość do chłopaka była klarowniejsza i głębsza niż większość rzeczy na całym świecie. Nikt nigdy nie kochał go tak, jak kochała go ona. Nikt nie widział go takim, jakim widziała go ona. Nikt nigdy nie doświadczy z nim tego, czego doświadczyła ona. I to spowodowało, że była tak zadowolona, tak szczęśliwa, wiedząc, że należał do niej na wszystkie, te same sposoby, w jakie ona należała do niego.
Nic więcej nie miało znaczenia. I nigdy nie będzie miało. Zasady nie były stosowane. Przepisy prawne były niczym. Fizyka została wyrzucona. Rae i Harry mieli swoje własne prawa, swoją własną teorię, która była w trakcie tworzenia.
- Skąd – powiedział Harry, starając się ustabilizować oddech. – do cholery się to wzięło?
- I kto to mówi – odcięła się. Wciąż leżąc na klatce piersiowej chłopaka, poruszyła się, chowając twarz w jego spoconej szyi i tym samym przesiąkając jego zapachem. Harry przesuwał czule dłońmi w górę i w dół po jej bokach, a po chwili złożył pocałunek na jej czole. – Gdzie to się ukrywało?
- Nie chciałem ci przerywać w połowie... Nie miałem pojęcia, do czego jesteś zdolna. Chryste.
- Nie wiem, czy to był komplement.
Zaśmiał się, rozsyłając wibracje po jej ciele, które było przyciśnięte do niego. – O Boże, tak, to był komplement. Możemy to robić częściej? Dosłownie otworzyłaś się tutaj jak przed alejką trzynastą*.
- Och, jasne. Trzynastą. Wybrać pechowy numer z nieskończonej ilości liczb.
Spojrzał na nią, a ona podniosła głowę. Rozbawiony grymas przyozdabiał jego twarz, widniał na niej ten sam rodzaj dezaprobaty, kiedy nie rozumiał jej wybryków. Rae wydęła wargi. Oczywiście, że tego nie pojął. – Rae, jesteśmy najbardziej pechowymi ludźmi na świecie. Nie sądzę, że mogłoby być gorzej.
- O Boże – jęknęła, pozwalając swojej głowie z powrotem opaść na jego klatkę piersiową. Śmiał się, a jej głowa trzęsła się razem z jego ruchami. – Śmiało. Utrzymuj te cholerne zło nad nami, Harold.
- Nienawidzę, kiedy mnie tak nazywasz.
- Wiem. Myślisz, że to sprawia, że brzmisz staro.
Zatrzymał się. – Skąd to wiesz?
- Bo robisz ten wyraz twarzy, jakby jakaś stara kobieta do ciebie uderzała.
Zachichotała, a on pokręcił głową. – To rzeczywiście zdarza się często.
- Czy wspominałam, że kocham nasze rozmowy po seksie? Stare kobiety uderzające do mojego chłopaka. To naprawdę gorący temat.
- Masz rację – stwierdził, ściskając jej boki. Położyła podbródek na jego piersi, aby móc patrzeć na niego. Jego zielone oczy tańczyły, obserwując ją. – Jestem gorącym tematem.
Przewracając oczami, zsunęła się z niego, co spowodowało, że zaczął się histerycznie śmiać ze swojego własnego żartu. Była tak bardzo pewna, że powie coś słodkiego. A on postanowił być małym draniem, który rzucił sarkastycznym komentarzem w odpowiedzi. Powinna była to przewidzieć. – Jesteś takim dupkiem.
- Mówiąc o tym – powiedział bezceremonialnie. – Jutro wieczorem idziemy na urodzinową kolację Liama. Więc powinnaś prawdopodobnie, nie wiem, zapamiętać to czy coś.
Rae zmarszczyła brwi. Harry obdarzył ją szerokim uśmiechem, tym samym, kiedy wiedział, że zapomniał wspomnieć o czymś ważnym, a co z tym szło, liczył na to, że Rae uratuje jego tyłek. Spojrzała na niego. – Mówiąc, że mam to zapamiętać, masz na myśli, że mam mu kupić prezent. – Jego uśmiech pozostał. – Dlaczego mam się na to zgodzić? I co dupek ma wspólnego z Liamem? Przecież to prawdziwy gentleman. W przeciwieństwie do kogoś, kogo znam.
- Hej! – Wskazał na jej nos oskarżycielsko, posyłając jej tym razem prawdziwy uśmiech. Odwzajemniła go. – Właśnie pieprzyłem cię jak prawdziwy gentleman.
- Harry. Pieprzyłeś mnie, jakby świat na zewnątrz się palił.
Wzruszył ramionami. – Nigdy nie wiadomo.
- Kocham cię, Styles.
- No co ty, Sherlocku. – Uderzyła go w klatkę piersiową. – Miałem na myśli, no weź!

* okej, więc to był fragment, z którym obie miałyśmy trudności. zdania, które wypowiedział Harry nie da się przetłumaczyć na język polski. jest to taki zwrot używany do czegoś co się otworzyło i ma się już nigdy nie zamykać oraz można do niego dobrać dowolną liczbę, a Harry wybrał akurat 13. mam nadzieję, że mniej więcej rozumiecie :')

♠ ♠ ♠

hejka maluchy! xx
na początku chciałabym was baaaardzo przeprosić, za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału, aż w końcu musiała go przetłumaczyć Kama. niestety, w dużej mierze nie zależało to ode mnie - miałam mało wolnego czasu i kilka problemów oraz wyjazd rodzinny, z którego wróciłam w niedzielę. ale jest również pozytywna strona tego wszystkiego - za kilka dni postaram się dodać kolejny rozdział! :')

jakie są wasze wrażenia po rozdziale 4? z niecierpliwością czekamy na opinie!
do następnego!

@yo_payno x
30 komentarzy = kolejny rozdział 

10 sie 2014

3: 'Young and full of running'


♠ ♠ ♠
  - A więc – odważyła się odezwać Rae, parkując samochód. Harry siedział na miejscu pasażera, zerkając na nią swoimi zielonymi oczami. Miał na sobie prosty, biały t-shirt, spod którego wyłaniały się tatuaże, a jego loki wciśnięte były pod snapback. Nienawidziła, kiedy się tak ubierał. Ciężko jej wtedy było składać spójne zdania, gdy wyglądał tak nieziemsko. – Zamierzasz mi powiedzieć, co to było dzisiaj rano? Czy po prostu zamierzasz uśmiechnąć się i  pomachać, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło?
- Uśmiechnąć się i pomachać? – zapytał. Odpiął pas, spoglądając na nią z lekko rozbawionym wyrazem twarzy. Ona nie była rozbawiona. Właściwie, to nadal była roztrzęsiona po koszmarze, który obudził jej chłopaka, po krzykach, które rozbrzmiewały echem w zakamarkach jej umysłu. – Jesteśmy teraz na Madagaskarze?
- Co?
Harry wyszedł z auta, a Rae szybko podążyła za nim. Ceglana ścieżka prowadząca do cioci Lindy była łatwa do przejścia i bardzo krótka. Starała się iść wolniej, chcąc usłyszeć jego wyjaśnienie, zanim zapukają do drzwi. – Nie widziałaś tego filmu? Jest znakomity- przestań się tak gapić. Już ci mówiłem, to był tylko sen.
Marszcząc nos w niezadowoleniu, odpuściła. Wiedziała, że nie był to normalny sen. Jeden rok psychologii w szkole nauczył ją wystarczająco, by wiedziała, że takie sny pochodzą z pewnego rodzaju ukrytego strachu. Ale nie chciała niszczyć jego radosnego nastroju, nie w momencie, gdy mieli zjeść lunch z jej ciotką i Lily.
Wyglądało na to, że ciocia Linda całkiem polubiła Harry’ego. Nie miała tej nagłej niechęci jak inni rodzice, gdy widziała chłopaka, który wyglądał czarująco, chodził aroganckim, dumnym krokiem i posiadał uśmiech, który wprawiał starsze kobiety w zachwyt. On tylko wyglądał niebezpiecznie. Ale tylko do momentu, gdy zamknęłaś go w jednym pokoju z dziećmi. Wtedy mięknął.
Harry szybko zapukał do drzwi, po czym wsunął dłonie do kieszeni i kiwał się na piętach. Rae zerkała na niego kątem oka, uśmiechając się lekko, gdy tak czekał cierpliwie. Był absolutnie słaby w czekaniu, aż ludzie otworzą drzwi.
Lecz te w końcu się uchyliły, ukazując starszą od nich kobietę, z blond włosami zaplecionymi w warkocza oraz z pięknym, promiennym uśmiechem. Jej oczy miały ten sam dziwny odcień jak u Rae i jej ojca, ponieważ Linda i Richard Bastian byli rodzeństwem.
- Miło was widzieć – powiedziała, składając całusa na policzku Harry’ego, lecz musiała stanąć na palcach, by to zrobić. Pocałowała również Rae, po czym wprowadziła parę młodzieńców do środka. – Lily wręcz umierała, żeby was zobaczyć. Naprawdę nie mogła przestać o tym mówić.
Jak na zawołanie, do ich uszu dobiegł dźwięk stóp zbiegających do korytarza i po chwili ich oczom ukazała się sześciolatka, z podskakującym blond warkoczem, takim samym jak u jej matki. Twarz Harry’ego się rozświetliła i rozciągnął usta w uśmiechu, po czym pochylił się i wyciągnął ramiona, by złapać małą dziewczynkę i podnieść ją do góry.
Rae posłała im oschłe spojrzenie, gdy totalnie ją zignorowali. Kiedy była tylko Rae, to było Lily i Rae show. Dziewczynka kochała Rae jak siostrę i vice versa. Całe jej życie nie byłoby kompletne bez tego promyczka miłości, jakim była Lily. Ale w momencie, gdy Harry był w pobliżu, Rae mogła być słoniem w przebraniu banana, a mała by jej nie zauważyła.
Niosąc ją w stronę ogrodu, Lily wyjrzała znad ramienia Harry’ego i posłała Rae szeroki uśmiech, machając. Rae uśmiechnęła się lekko, poruszając palcami do dziewczynki, która chichotała i chowała twarz w lokach Harry’ego. Mały gnojek.
Na zewnątrz ładna pogoda nadal się utrzymywała, płonący krąg słońca grzał na niebie, jedynie kilka dużych, białych chmur rozkwitło w pobliżu. Ogród był mały i ciepły, ale miał wystarczającą wielkość, by zmieścić stolik i małą, osłoniętą trampolinę. Rae nazywała to śmiertelną pułapką, mimo że całkiem dobrze sobie na niej radziła.
Siadając przy stole, Rae nalała sobie szklankę lemoniady, chętna, by chwycić w swoje dłonie kanapki zrobione przez jej ciocię. Robiła najlepsze kanapki i Harry o tym wiedział, często próbował zjeść więcej niż Rae. Zawsze odbywał  się wyścig, kto zmieści więcej.
Znajdując się koło Harry’ego, Rae obserwowała, jak rozmawiał z Lily, która siedziała naprzeciwko niego. Opowiadała mu, co chciałaby dostać na Gwiazdkę, która miała odbyć się za parę miesięcy. Dni stawały się coraz zimniejsze i zima zbliżała się szybciej niż Rae by sobie życzyła. Ale wakacje zawsze były jej ulubionym okresem, zwłaszcza, gdy jej urodziny były już wkrótce.
- Słyszałaś to, Rae? – zapytał Harry, szczerząc się do niej. Zamrugała, robiąc pytający wyraz twarzy, więc musiał powtórzyć, cokolwiek powiedział. Nie słuchała. – Lily chce szczeniaczka.
- Naprawdę? – zapytała z ożywieniem, rozluźniając się przy dziewczynce. Ta pokiwała głową, z wielkim uśmiechem na twarzy. – A więc ktoś tu będzie musiał być bardzo grzeczny, a wtedy Mikołaj może ci przyniesie.
- A wtedy Mikołaj przyniesie co? – zapytała Linda, wchodząc z tacą pełną kanapek. Odłożyła je, a Rae i Harry wybuchnęli śmiechem. – Przyjemnie długą przerwę od mamusi, mam nadzieję.
Rae prychnęła. – Lily chce szczeniaczka.
- Nie martw się – powiedział Harry, wpychając w usta jedzenie. Rae posłała mu znaczące spojrzenie, a on odwzajemnił się tym niewinnym, wzruszając ramionami i ignorując ją. Czasami potrafił być takim chłopcem. – Mikołaj przyniesie jej jednego.
Linda zatrzymała się, zwężając na niego oczy. – Mikołaj zastanie również zapalony komin, jeśli planuje przynieść szczeniaka.
Rae podśmiewała się zza swojej szklanki lemoniady. Harry odwrócił się od niej, zanim wymamrotał: ‘Zdrajca’.
Podczas lunchu rozmawiali na wiele tematów. Przez cały czas Lily była zabawiana przez Harry’ego, który podsuwał jej cukierki ze swojej kieszeni, udając, że Linda i Rae tego nie widzą, co było nieprawdą. Zmusić go, by przestał rozpieszczać Lily, było jak próba zmuszenia psa, by nie gonił za piłką; ciężko.
Rae zawsze odmawiała pozwolenia Harry’emu, by ogromnie ją rozpieszczał. On należał do tego rodzaju chłopaków, którzy mieli tendencję do obsypywania swojej dziewczyny rzeczami, tylko dlatego, że miał pieniądze do wydania i ponieważ nigdy wcześniej nie dawał nikomu prezentów. Starał się nadrobić dwadzieścia lat niewręczania podarunków.
Mimo, że dawał sobie z tym spokój raz na jakiś czas, to Rae wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie zamierza zatrzymywać biżuterii i drogich przedmiotów. Ona tak nie działała i nie chciała, by myślał, że taka jest. Więc gdy po pewnym czasie zdał sobie z tego sprawę, zmienił zasady swojej gry, kupując jej tanie, żartobliwe rzeczy. Jak na przykład kajdanki czy sex google. Przedmioty, które wywoływały u niej śmiech. Czasami.
Po lunchu, Linda przyniosła ciasteczka, celowo nie pozwalając Harry’emu czy Lily skosztowania żadnego, głównie ku niezadowoleniu Harry’ego. – To niesprawiedliwe!
- Wasza dwójka wypychała sobie usta czekoladą jak Augustus Gloop! – Rae śmiała się, machając ciastkiem przed jego twarzą. – Wybacz, ale druga mysz dostaje ser!*
- Nienawidzę tego wyrażenia – zagderał, krzyżując ramiona na piersi. Rae wywróciła oczami, wgryzając się w czekoladowy przysmak. Zaskoczyło ją, gdy pochylił się do przodu i zostawił pocałunek na jej wargach, kiedy skończyła już przeżuwać i przesunął językiem po dolnej wardze. – Miałaś tam czekoladę – uśmiechnął się zadziornie, odsuwając się.
Lily i Linda przypatrywały się jego poczynaniom, zbite z tropu. Rae zarumieniła się lekko i próbowała zignorować fakt, że właśnie całkowicie ją podniecił. Ale Harry o tym wiedział. Widział to w jej oczach, kiedy na niego patrzyła. – Mógłbyś powstrzymać się przed robieniem tego, gdy mamy towarzystwo?
- To rodzina!
- Muszę się z tym zgodzić – zaśmiała się Linda, zwyczajnie się drażniąc.
Godzinę później Linda zamknęła drzwi za parą, niosąc śpiącą Lily, by położyć ją do łóżka na czas drzemki. Harry śpiewał jej w ogrodzie chwilę przed tym jak zasnęła i było to coś, co sprawiło, że nagłe pożądanie Rae co do jego osoby wzrosło dziesięciokrotnie. Próbowała zignorować to, gdy wsiedli do samochodu, ale widziała, że celowo skanował ją wzrokiem od góry do dołu.
Odpalając auto i jadąc wzdłuż ulicy, po chwili zatrzymała się przed światłami sygnalizatora,  czekając aż zmieni się na zielone. Nie spodziewała się, że Harry gwałtownym ruchem pochyli się nad centralną konsolą jej auta i zaatakuje jej szyję bardzo agresywnym, przyspieszającym puls pocałunkiem, powodując, że zaparło jej dech w lekkim zaskoczeniu i przyjemności.
Mimo, że było ciemno, zajęło jej tylko chwilę, by zamrugać szybko i przebić się przez nagłą rozkosz, wywodzącą się z miejsca na jej szyi, które delikatnie przygryzał i odzyskać rozsądek. – Oi, nie w samochodzie!
- Rae – jęknął przy jej szyi, jego oddech był gorący. Sprawiło to, że widocznie zadrżała, a on rozciągnął usta w złośliwym uśmieszku. Mogła poczuć jak te osławione usta lokują się na jej skórze, przez co powoli wciągnęła powietrze. – Dlaczego nie w samochodzie! Uwielbiasz samochód!
- Ale nie, kiedy prowadzę!
- Ugh. – Oparł się o swoje siedzenie, wydymając wargi. Zerknęła na niego kątem oka i widząc jak grymasi, wierciła się. Dąsający się Harry był bardzo seksowny, a to jej teraz nie pomagało. – Więc jedź szybciej.
- Jeśli dobrze pamiętasz, ostatnim razem, kiedy chciałeś ‘być szybciej w domu’, dostałam mandat za prędkość.
- Jeśli ty dobrze pamiętasz, nie przejmowałaś się tym mandatem, gdy znalazłaś się pod prysznicem pięć minut później.
- Yeah, ale z pewnością miałam coś przeciwko rachunkowi za wodę.
- Zapłacisz za te komentarze, kiedy będziemy już w domu.
Rae uśmiechnęła się złośliwie. – Zobaczymy.




 *coś w rodzaju powiedzenia – ‘The first mouse gets killed in the trap leaving the cheese for the second mouse.’ (Pierwsza mysz zginęła w pułapce na myszy, zostawiając drugiej ser.)
♠ ♠ ♠
hej! :)
oh, Harreh, ty niewyżyty chłopcze! 
czy tylko ja, gdy wyobrażam sobie Harry'ego z Lily, to się po prostu rozpływam? <3 aw

wiemy, że rozdział powinien pojawić się wcześniej, ale niestety Kinka nie miała możliwości przetłumaczenia, nie było czasu, dlatego poprosiła mnie, żebym ja przetłumaczyła ten rozdział, żebyście nie musieli czekać jeszcze dłużej :) dwa kolejne będą tłumaczone przez Kinkę, żeby wyrównać naszą 'kolejkę' :D przepraszamy, że musieliście czekać :) 
pozdrawiam! x
@another_camille 

20 komentarzy = nowy rozdział 

25 lip 2014

2: 'And This Hour Holds More Meaning'


♠ ♠ ♠


Dwa lata wcześniej

Magazyn był czarny jak smoła, jedynie z lampki na bardzo starym i zużytym biurku wydobywał się pojedynczy promień światła. Mebel ten miał dziury po termitach i gnił od wilgotnego środowiska. Siedzący za nim chłopak zarzucił nogi na stolik, po czym oparł się o krzesło i obserwował jak kolejka ludzi wchodzi do środka.
Trzech chłopaków stanęło za nim, czekając tylko na rozkazy. Pięciu innych mężczyzn wkroczyło do środka, a jeden z nich, po środku, wyglądał na wyjątkowo przerażonego. Rozglądając się dokoła, próbował zobaczyć, czy jest jakieś wyjście z magazynu. Jednak był on bez okien, kiedyś w tym miejscu wyrabiano stal.
Grupa pięciorga zatrzymała się. Chłopak za biurkiem dokładnie przyglądał się temu w środku, jego zielone oczy, jak drapieżnik w nocy, powoli wędrowały w górę i w dół, mierząc go wzrokiem, doszukując się jego słabości. Był w tym dobry, w znajdowaniu wad.
- Wiesz – zaczął tonem wesołym, ale też niebezpiecznym i niepokojącym. Jego głos sprawiał, że po skórze przechodziły dreszcze, a włosy na karku podnosiły się. Przeniósł stopy na ziemię, pochylając się do przodu i unosząc brwi. -  Byłem naprawdę całkiem rozdrażniony, gdy wydałeś policji moje imię, Gordon.
- Nie zdawałem sobie sprawy, przysięgam-
- Uspokój się, kolego. – Chłopak wstał i podszedł do niego. Jednocześnie przypomniał sobie coś bardzo ważnego. Odwracając się do wysokiego chłopaka z ciemnymi, czekoladowymi lokami i oczami jak najciemniejsze szmaragdy, odezwał się. – Harry, dziękuję za twoją najwyższą lojalność w tej sprawie. Zaprowadź wszystkich do baru, dla mnie? Napijcie się, podczas gdy ja porozmawiam sobie z Gordonem.
Wszyscy powłóczyli nogami w stronę wyjścia. Gordon patrzył w ziemię, zwieszając głowę ze wstydem i zaczynał drżeć. Nagle na jego spodniach pojawiła się mokra plama i kilkoro z przechodzących mężczyzn zachichotało na widok tego, że się zmoczył; jego dłonie się trzęsły.
- Co z nim zrobisz? – Zapytał Harry niskim głosem. Jego chrapliwy głos nie był przepełniony troską, ale oczywiste było, że nie był zadowolony z tego całego przedsięwzięcia. Harry był lojalny i dobry we wprowadzaniu w interesy. Ale bycie mordercą nie leżało w jego naturze. Więc trzymał się od tego z daleka, ponieważ był dobrym człowiekiem. – Leon, bądź szczery.
Leon wyszczerzył się i poklepał Harry’ego po ramieniu, odprowadzając go do wyjścia, gdzie reszta zostawiła otwarte drzwi, snop światła przedostawał się przez szparę. – Nie martw się, kolego, nie zrobię mu nic, co kiedykolwiek mógłbym zrobić tobie. Ty i ja jesteśmy kumplami.
- Oczywiście, że jesteśmy.
Harry kiwnął raz głową. Wydawał się być zadowolony odpowiedzią i wyszedł z magazynu. Drzwi się zatrzasnęły, a Leon odwrócił się, wyrzucając ręce w powietrze. Jednak tym razem, błysnęło srebro. Bardzo ostry i bardzo groźny nóż znajdował się w jego rękach.
- Gordon! – zawołał radośnie, podchodząc do chłopaka, który cały się trząsł. – Wiesz, kłamanie to grzech. Prawdopodobnie nie powinienem kłamać.
- Co?
- Harry’emu. Zabrzmiałem jakbym nie zamierzał cię zabić. Ale no cóż, to było kłamstwo. Jestem kłamcą, Gordon – Leon wzruszył ramionami. – Pozdrów ode mnie Szatana.
Leon pochylił się szybko, migając srebrnym przedmiotem. Gordona już nie było.

*

Obecnie

Zieleń. Obserwowały go zielone oczy. Mógł poczuć to na swojej skórze, wpatrując się w ciemność jak Kot z Cheshire w głębokich czeluściach nocy. Niemal mógł sobie wyobrazić uśmiech, cienki i ostry jak nóż, który mógł przeciąć mięso i mięśnie.
Pot lśnił na jego brwi. Harry nie był pewien, gdzie jest, ale czuł narastającą w nim panikę. Pieniła się w jego płucach, powodując, że szybciej pracowały, ustami próbował wdychać tak dużo powietrza, jak tylko mógł przy tym przyspieszonym tempie. Ciężko mu było oddychać z tak paniczną szybkością.
Oblizując wargi, rozglądał się w ciemności, próbując przebrnąć przez nią, by znaleźć podnoszącą na duchu parę oczu, oczu, które zmieniały się z zielonych na jasnoniebieskie, zawsze z tą burzą żółci wokół tęczówek. Chciał zobaczyć oczy Rae, wiedzieć, że tam są i nad nim czuwają. Ale była tu tylko zieleń, ta płaczliwa, niedająca spokoju zieleń.
Strach w jego sercu zaczął osiągać maksimum i czuł się, jakby wbiegał w pustkę. Otaczała go otchłań nicości, gotowa, by ukraść go i zabrać w nieistniejące. Ale on był wystraszony, ponieważ nie mógł znaleźć w tej nicości Rae, nie mógł zobaczyć jej światła w tej pustej dziurze, w której się znajdował.
Ale mógł zobaczyć te oczy.
Harry po omacku biegł w mroku. Najpierw nie chciał wołać. Nie chciał jej głośno wzywać, obawiając się, że mógłby zaalarmować te płonące, zielone tęczówki tym, że ona gdzieś tu była, gdzieś w tym morzu czerni.
Robił się coraz bardziej zdesperowany i zaczął wrzeszczeć, wzywając jej imię. Ale żaden dźwięk nie wydobywał się z jego ust, bez względu na to, jak bardzo wykrzykiwał jej imię. Czuł jak wrzask przez niego przechodził, jak grzechotał w jego kościach, ale nie było słychać żadnego dźwięku, tylko śmiech oczu, który również był niemy.
- Harry! – Głos był odległy, ale był jedynym odgłosem, który przebijał śmiejące się oczy. A on nadal z całych swoich sił wołał Rae. – HARRY!
Chłopak wystraszył się, siadając prosto na łóżku, nabierając powietrza i zaciskając pięści na prześcieradłach. Rae odskoczyła od niego z zaskoczeniem i strachem, oddychała nieregularnie, gdy patrzyła na niego z szeroko otwartymi ze zmartwienia oczami. Harry rozejrzał się dokoła niespokojnie, próbując dojść do siebie po niedawnym śnie.
Sypialnia Rae. Zdał sobie sprawę, że leży w sypialni Rae, obrazy na ścianie sprawiły, że zimne poty ustały, zapach pościeli spowodował, że tempo bicia jego serca zwolniło, a kolor jej oczu rozluźnił jego mięśnie. Był z Rae, w jej łóżku, spał. Nie poruszał się po nicości. Był tu przez cały ten czas.
Wzdychając, wyplątał się z prześcieradeł. Jego ciało pokryte było warstwą potu, błyszczącą w świetle księżyca, które w postaci cienkiej wstęgi przemknęło się do pokoju przez szparę w  zasłonach, oświetlając jego bladą, gładką skórę. Był wyczerpany przez koszmar, bolała go każda część ciała, jakby naprawdę biegał.
- Co do cholery się właśnie stało? – wyszeptała, wyglądając jakby chciała wyciągnąć do niego rękę, ale była zbyt wystraszona, by go dotknąć. Patrzyła na niego jakby był tygrysem w klatce, z wielkim zdumieniem i strachem.
Ale zanim Harry mógł jej odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, a światło zapaliło. Trystan stała przed nimi w sportowym staniku i spodniach od piżamy, zaalarmowana i pełna uwagi. Spoglądała na nich oboje, oddychając ciężko. – Wszystko w porządku? Co to do cholery było?
Rae potrząsnęła głową, oniemiała, po czym ponownie zerknęła na Harry’ego. Posłała mu pytające spojrzenie. – J-ja nie wiem. Miałeś zły sen?
Zawahał się. – Co zrobiłem?
Trystan i Rae wymieniły spojrzenia, a Rae wyciągnęła rękę, delikatnie dotykając jego ramienia. Nie wzdrygnął się na ten kontakt. Poczuł się bezpiecznie. – Krzyczałeś moje imię. Najpierw po prostu rzucałeś się i przekręcałeś, więc nie zamierzałam ci przeszkadzać, ale potem zacząłeś krzyczeć.
- Co krzyczeć?
Cisza. – Moje imię.
Harry oblizał wargi. Więc naprawdę wołał jej imię. Po prostu nie mógł siebie usłyszeć. To nigdy wcześniej się nie zdarzało. Nigdy nie był połknięty we śnie przez wcielony strach. To był pierwszy raz. – To był tylko sen – wymamrotał zmęczonym głosem. – Przepraszam, że cię obudziłem.
- Obudziłeś mnie? – Trystan zapytała gorzkim tonem. Jedno jej oko drgało i chociaż wiedział, że była zła, cieszył się, że zachowywała się normalnie. Nienawidziła, gdy ktoś budził ją ze snu, zwłaszcza jeśli musiał być to on. – OBUDZIŁEŚ MNIE? Obudzenie mnie jest, gdy porządnie się pieprzycie, a wasze oparcie od łóżka w środku nocy debiutuje ze swoją piosenką. Ty właśnie wykurwiście mnie przestraszyłeś, myślałam, że ktoś tu kogoś siekierą morduje.
- Idź do łóżka, Trys – powiedziała ze zmęczeniem Rae, ale nie brzmiało to niemile. Przeniosła wzrok  na swoją przyjaciółkę i posłała jej spojrzenie mówiące, że teraz już sama może się nim zająć. Trystan skrzywiła się i zamknęła drzwi, przedtem z powrotem gasząc światło. – Ignoruj ją. Wiesz, jak ona reaguje.
- Trzeba przyznać, że wcześniej już ją kilka razy pobudziliśmy.
- Yeah, ale nie tak jak dzisiaj. – Oboje pogrążyli się w ciszy. Rae przysunęła się do niego, opierając się o drewniane oparcie przy łóżku i przyciągając go za ramiona. Pozwolił jej poprowadzić się do jej klatki piersiowej, oplatając go ramionami, gdy leżał tak na jej dekolcie, wdychając lekko jej zapach. Rae pachniała jak strony w książce czytanej na łące pełnej kwiatów w jasny, letni dzień. – Wszystko w porządku?
Pokiwał głową. Czuł się jak dziecko w ramionach matki. Rae zawsze traktowała go lepiej niż jego własna matka. Ona była jego domem, jego sercem, jego rodziną. – To był tylko sen.
- To nie był sen – wyszeptała. Dłonią zaczęła delikatnie przeczesywać jego włosy, wiedząc, że to pomaga mu w zapadnięciu w sen. Już teraz czuł zmęczenie i był gotowy do ponownego zaśnięcia. Koszmar zaczął już blaknąć w jego głowie, tak długo, jak ona go trzymała. – Sny tak nie brzmią.
- Wszystko jest snem, jeśli ty tu jesteś.
Zamilkła na minutę. Po jej milczeniu mógł wywnioskować, że chciała o coś zapytać. I w końcu to zrobiła. – Umarłam? – Nie odpowiedział. -  W twoim koszmarze?
- Nie.
- Więc co to było?
Zanim odpowiedział, zdał sobie sprawę, dlaczego był w swoim śnie tak wystraszony. Dotarło do niego, czym ten sen był i dlaczego jego serce przyspieszało z grozą, gdy o nim pomyślał. Sen był jego najgłębszym, najczarniejszym lękiem, chociaż fizycznie było to niemożliwe. Ale myśl ta była najciemniejszym miejscem w zakamarkach jego umysłu. – Nie istniałaś. 

♠ ♠ ♠

hej misiaki! x
uhuhu, co to się dzieje? ;o dowiedzieliście się trochę o przeszłości Harry'ego, co na ten temat myślicie? :)
mimo dosyć przerażającej treści, rozdział ten tłumaczyło mi się dosyć szybko i przyjemnie :D lubię takie dni, gdy nie mam większych problemów z tłumaczeniem :)
komentujcie, chcemy poznać wasze zdania!  
pozdrawiam!
@another_camille

21 lip 2014

1: 'Before I Lose My Sense Of Reason'


♠ ♠ ♠  

  - Wyglądasz jak małpka. – Chłopak przewrócił oczami, gdy starał się przybrać normalny wyraz twarzy, powstrzymując lekki chichot. Siedział na stołku, ze skrzyżowanymi ramionami na piersi, ubrany w tank top. Jego błyszczące, zielone oczy mieniły się w słońcu, które wpadało do pokoju, co powodowało, że wyglądały pięknie. – I nie krzyżuj swoich rąk. Nie robiłeś tego wcześniej.
- Robisz się apodyktyczna.
Dziewczyna wychyliła głowę zza wielkiej sztalugi, jej brązowe włosy ujęte były w koka na czubku głowy, powstrzymując czekoladowe kosmyki od wypadnięcia i przeszkodzenia w pracy. Jej oczy, które przybrały tego dnia dziwny, zielony odcień morza, wpatrywały się w chłopaka na przeciwko, dostrzegając wielki uśmiech na jego twarzy.
- Obiecałeś, że nie będziesz dupkiem, Harry.
Harry tylko powiększył swój uśmiech, wiedząc, że już zaczyna działać jej na nerwy, ale nie w zły sposób. Dając jej bezczelną odpowiedź i przyglądając się jak marszczy swoje brwi, kiedy chce być na niego zła, nie było jego ulubioną rzeczą do robienia. – A ty obiecałaś, że nie będziesz mnie tu trzymać cały dzień, Rae.
Skrzywiła się, zanim przechyliła głowę, ponownie znikając za sztalugą. Uśmiechnęła się, wiedząc, że tego nie zobaczy, kiedy opuścił ręce wzdłuż tułowia, jego zielone oczy wpatrywały się w jej nogi, które były jedyną częścią ciała, niezasłoniętą przez ogromną ramę. Rae podniosła dłoń, ponownie przejeżdżając pędzelkiem po papierze. – Może gdybyś nie był dzisiaj małym, bezczelnym gnojkiem, to skończylibyśmy to już dawno.
- Może po prostu ty wolno malujesz.
- Harry Edward Styles – Rae powiedziała, a jej głos przybrał ostrzegający ton, kiedy kończyła obraz. Był jej pracą na zajęcia artystyczne, w których zaczęła uczestniczyć na uniwersytecie. Mieli namalować kogoś, kto znaczy dla nich wiele, a Harry zaproponował siebie. Oczywiście. – Jeśli nie przestaniesz mówić, wetknę ci te pędzle tam, gdzie słońce nie dochodzi.
- Nie odważysz się – zaśmiał się. – Te pędzelki kosztowały cię zbyt dużo.
To była prawda. Rae zapłaciła ogromną kwotę za ładne pędzle i nawet nie chciała marzyć o zniszczeniu ich, na rzecz swojego chłopaka idioty. Miło było o tym chociaż pomyśleć; wetknąć coś w jego tyłek, kiedy zachowywał się jak cyniczny dupek. Kochał się z nią drażnić, a ona kochała to odwzajemniać. Po odłożeniu przyrządów, którymi malowała, zsunęła się ze stołka, obeszła sztalugi, a następnie wyszła z pokoju, starając się wyglądać na wściekłą, kiedy tak naprawdę nią nie była. Skończyła już obraz, a teraz po prostu chciała torturować chłopaka i wiedziała, że to działa, kiedy tylko usłyszała, jak podnosi się on z taboretu.
Ramiona Harry’ego owinęły się wokół jej ciała, a następnie obrócił dziewczynę w swoją stronę. Zmartwienie było wypisane na jego twarzy, bo zdenerwowanie jej, należało do ostatnich rzeczy, które chciał zrobić. Ale kiedy rzuciła się do ucieczki, dźwięk jej śmiechu uświadomił go, że ona też udawała. Uśmiechnął się, potrząsając swoimi lokami.
- Bezczelna – zaśmiał się, chwytając w dłonie rąbki jej koszulki i przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej, spoglądając na nią z góry. Rae wpatrywała się w niego, jej dłonie leżały płasko na jego silnym brzuchu, kiedy posłała mu uśmiech. – Co ja mam z tobą zrobić?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała, stając na palcach i łapiąc za jego koszulkę dla utrzymania równowagi, przycisnęła swoje wargi do jego. Zareagował natychmiast, otwierając usta i tym samym pogłębiając pocałunek, co spowodowało, że Rae zachichotała, zanim odsunęła się od chłopaka, chcąc uwolnić się z jego uścisku. – Nie jestem pewna, czy jestem skłonna całować cię po tym małym pokazie, który mi zafundowałeś.
I po tych słowach, czmychnęła z dala od niego, zeskakując delikatnie po schodkach, przez cały czas sugestywnie zaglądając przez ramię. Harry wzruszył ramionami, przed tym jak wystartował sprintem w kierunku dziewczyny, co spowodowało jej pisk i bieg przez resztę schodów, kiedy ją gonił. Oboje śmiali się jak szaleni, gdy ją złapał, sadzając na oparciu kanapy, a następnie krzyknęła z zaskoczenia, kiedy przewrócili się na podłogę z głośnym hukiem. Zatrzymali się na chwilę, aby upewnić się, że nikomu nic się nie stało, a potem wybuchnęli śmiechem.
- Kiedy zamieniłeś się w gracza rugby? – zażartowała, kiedy Harry zaczął składać pocałunki na jej twarzy, robiąc to w sposób obrzydliwie głośny. Próbowała zwalczyć dreszcze, powstające pod jej skórą, śmiejąc się, gdy zaczął ją łaskotać. – STOP!
- Więc nie uciekaj ode mnie!
Dłonie Harry’ego podtrzymywały jego ciało, kiedy zawisł nad dziewczyną, przerywając jej śmiech kolejnym pocałunkiem. Rae owinęła swoje ramiona dookoła jego szyi, zaplatając na swoich palcach pojedyncze loczki, znajdujące się na karku chłopaka. Były tam niezwykle miękkie, przez co często wplątywała w nie swoje palce.
Wdychając jego zapach, Rae myślała o tym, jak bardzo uwielbia całować Harry’ego. Uwielbiała, jak powoli przyciskał swoje usta do jej, jakby na świecie nie było nic innego, co mógłby robić, jakby nie było innego miejsca, w którym mógłby być, gdy nie spiesząc się, całował ją. Uwielbiała jak jego zęby ciągnęły delikatnie za jej dolną wargę, albo jak uśmiechał się podczas tego zbliżenia i jak przejeżdżał swoim nosem po tym, należącym do niej.
Dźwięk otwierających się drzwi spowodował, że Harry zajęczał i przerwał pocałunek, wtulając głowę w obojczyk Rae. Potem zdecydował się opuścić całe swoje ciało na dziewczynę, przez co chrząknęła, nasłuchując kroków zbliżającej się Trystan.
- Jest ktoś w domu?
I wtedy Rae się roześmiała, uświadamiając sobie, że jej współlokatorka nie jest w stanie jej zobaczyć, poprzez sofę, zasłaniającą ich ciała. Trystan pochyliła się nad kanapą, jej blond włosy bujały się, gdy uniosła brwi, wpatrując się w dwójkę swoich przyjaciół. – To nie jest to, na co wygląda.
- Tak? – zapytała, starając się nie wybuchnąć śmiechem. To nie był pierwszy raz, kiedy weszła w trakcie ich niewiarygodnie kretyńskiego zachowania; chociaż była wdzięczna, że nigdy nie przyłapała ich na czymś bardziej wyraźnym. – To wygląda jakby próbował cię zgnieść.
- Och. Cóż, w takim razie to jest to, na co wygląda.
- Jestem po prostu bardzo czuły – Harry powiedział, a jego głos był stłumiony przez szyję Rae. Nadal na niej leżał, powodując, że piszczała i wierzgała pod nim, szturchając go co jakiś czas. – Och, chcesz żebym wstał?
- Nie – mruknęła, patrząc na czubek jego głowy. – W sumie trochę się cieszę, że życie powoli opuszcza moje ciało, kiedy tak sobie na mnie leżysz.
- Większość dziewczyn chciałoby, żebym na nich leżał.
- Większość chłopców chciałoby na mnie leżeć.
Harry podniósł głowę, wpatrując się w oczy Rae, gdy oboje starali się zwalczyć uśmiech, który chciał wpełznąć na ich twarze. Trystan patrzyła na nich, przed tym jak dramatycznie wydała odgłos obrzydzenia, przewracając oczami i odpychając się od kanapy. Oboje spojrzeli na nią. – Obrzydzacie mnie.
- Gdzie jest Louis? – para zapytała równocześnie, patrząc na siebie z uśmiechem, kiedy Harry umieścił pocałunek na czubku nosa Rae, zanim odwrócił się do Trystan. – Jestem pewien, że byłby zaszczycony, gdyby mógł dotrzymać ci towarzystwa.
Blondynka zmrużyła oczy i wskazała na niego groźnie. Trystan i Louis nie byli oficjalną parą, ale było wyraźnie widać, że są sobą zafascynowani i wszyscy lubili z tego powodu żartować. Mogli spędzić ze sobą całą noc, ale kiedy przyszło co do uczuć - oboje się trzęśli i uciekali. – Styles, przeciągasz strunę.
- Louis z chęcią przeciągnąłby coś innego.
Rae zmarszczyła brwi, odgarniając pojedynczego loczka z jego twarzy. – Nie jestem pewna, czy to ma sens, kochanie.
Harry nareszcie sturlał się z dziewczyny, wstając i oferując jej dłoń. Z chęcią złapała za nią, więc mógł ją z łatwością podnieść z podłogi. Rae strzepnęła nieco swoją bluzkę do malowania, jakby była ubrudzona. Harry parsknął śmiechem na ten gest, a ona rzuciła mu groźne spojrzenie. – To ma sens, jeśli o tym chwilę pomyślisz.
- Nie chcę – Trystan zażartowała, obracając się na pięcie i idąc w kierunku schodów. Przeskakiwała dwa schodki na raz, opuszczając parę z uśmiechem na ustach, kiedy obrała drogę do swojego pokoju. Mogła myśleć jedynie o długich przepychankach z Harrym, więc próbowała uciec, kiedy nie miała już sił. – Ale mógłbyś coś poradzić, myśląc!
Zamknęła się w sypialni, a dźwięk puszczonej po chwili muzyki wydostał się spod drzwi i dotarł na parter, tym samym rozbrzmiewając w całym domu. Przez chwilę Harry i Rae stali, wpatrując się w siebie, jakby odbywali jakąś walkę na spojrzenia, zanim brunetka nie dźgnęła go w brzuch, powodując, że cofnął się o kilka kroków.
- Chodź, Harold. Mamy obraz do skończenia.
- Nie mam na imię Harold. – Wlekł się tuż za nią z powrotem do jej pracowni. – Chociaż to imię ma pieczęć królewską.
- If you liked it then you should’ve put a ring on it* – śpiewała, tanecznym krokiem pokonując resztę schodów i odwracając się do niego, po czym wyciągnęła rękę i przekręciła nią, jednocześnie poruszając biodrem w górę i w dół do swojego własnego rytmu, imitując taniec. – WOAH OH OH-
- Nie! – jęknął, zakrywając twarz i się śmiejąc. Rae w rzeczywistości nie była fatalną wokalistką; miała bardzo delikatny i miękki głos. Ale jej umiejętności taneczne poza klubami i zwykłym kołysaniem się były naprawdę okropne. – Nie znowu!
Rae uśmiechnęła się do niego, jej uśmiech był piękny i przepełniony radością. Zawsze przynosił ze sobą radość i nigdy nie znikał z jej twarzy. Ostatnie kilka miesięcy spędzonych z Harrym, były najlepszymi w jej życiu. I kochała go całym sercem. Momenty takie jak te sprawiały, że przeszłość była tego warta. – Musisz mnie kooochać – droczyła się, poprawiając włosy. – I nie możesz sobie ze mnie żartooować, i musisz ze mną zataaańczyć.
Podszedł do niej, biorąc ją za rękę i okręcając, przed tym jak chwycił ją w talii i przysunął do siebie, tak, że jej plecy zostały przyciśnięte do jego klatki piersiowej. Trzymał ją mocno, a jej dłonie powędrowały do góry, z czułością łapiąc go za ramiona, kiedy przycisnął usta do jej głowy. – Masz rację – przyznał, uśmiechając się w jej włosy. – Kocham cię.

*Harry powiedział, że jego imię ma królewską, książęcą pieczęć (tak to się tłumaczy na polski) czyli 'a princely ring to it', a Rae podłapała zwrot 'ring to it' i zaczęła śpiewać piosenkę Beyonce :') taka mała gra słowna, którą nasi bohaterowie niezwykle uwielbiają.

♠ ♠ ♠
hejka maluchy! xx
nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że mogę już dodać ten rozdział! whispers będzie dla Was dużym zaskoczeniem, przynajmniej taką mamy nadzieję :') dzisiejszy rozdział był spokojny i miło mi się go tłumaczyło, ale pamiętajcie - zawsze jest cisza przed burzą. haha a propos burzy; właśnie zaczęło grzmieć, więc chyba muszę skończyć tę notkę i ewakuować się z książką pod kołderkę (nienawidzę burzy :c). mam nadzieję, że zostaniecie z nami do końca no i do następnego! x

@yo_payno xx

jeśli przeczytałeś/aś - zostaw po sobie mały znak. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna :')

17 lip 2014

Prolog


♠ ♠ ♠

  Powieki zadrgały, otwierając zielone oczy. Było zimno i bardzo ciemno. Ale ta para oczu była przyzwyczajona do ciemności. Musiały to zaakceptować, mimo że tego nienawidziły. Ale ciemność podsycała to, czego potrzebował. Mrok, zimno, które wkradało się w kąty małego pomieszczenia i cierpienie – to wszystko powiększało ogień w tych zielonych oczach.
Dłonie ponownie zacisnęły się mocno na cienkim kocu. Sen był taki sam jak zwykle. Mimo, że często przybierał różne formy, to zawsze był tego samego rodzaju. Zastanawiając się nad tym, jego mózg w kółko go oglądał. Ona znajdowała się przed nim, morze zielonych oczu krzyczało o pomoc. Krew była na jego rękach. Mógł poczuć, że była gorąca i świeża, przez co jego uścisk się zacieśniał.
Tym razem jego dłonie znajdowały się na jej szyi, zaciskając mocniej i mocniej. Wrzeszczała, swoimi rękami ciągnąc za jego, czerwone od krwi, która nie była jej, ale którą kochała z całego serca; którą uważała za cenniejszą niż jej własna. Marzył o tej krwi od lat, pragnąc pomalować nią miasto, prezentować ją.
Odgłos życia opuszczającego jej drobne ciało zawsze uderzał w jego uszy podczas snów. Dźwięk ten nawiedzał go też w dzień, było to jego osobiste przypomnienie, by odpowiednio się zachowywać, cicho siedzieć i robić, co mu kazano. Chciał ponownie usłyszeć ten piękny dźwięk, dźwięk zemsty i sprawiedliwości.
Gdy usiadł, wokół panowała cisza. Spojrzał na swoje dłonie, obnażone i czyste. Czego by nie zrobił, żeby tylko owinąć je wokół jej szyi, by mieć ten kolor na swoich rękach. Zadrżał z nienawiści i pochylił głowę.
Cały ten czas zostawił go z jedną rzeczą do wykonania. Zostawił go, by pomyślał nad swoją złością, by skupił się na tym, czego nienawidził przez większość swojego życia.  Dwójka ludzi. Dwójka ludzi-to jedyne, do czego się zbliżał. Dwójka ludzi sprawiła, że przemyślał milion sposobów na zabicie kogoś. Dwójka ludzi sprawiła, że śnił o purpurze, oddychał ze złym zamiarem i diabelsko się uśmiechał.
Kładąc się, uśmiechnął się do sufitu. Plusem w marzeniach było to, że mogłeś sprawić, że staną się rzeczywistością. Gdy dorastał, zawsze był bardzo zdeterminowanym chłopcem. Pomagało to, że miał innych ludzi, którzy czuli się w ten sam sposób.
I gdy wpatrywał się tak w sufit, z uśmiechem cienkim jak żyletka gotowa przeciąć skórę i z promykiem w oczach, gotowym do zniszczenia życia, wypowiadał ich imiona jak mantrę. – Rae Bastian. Harry Styles.

♠ ♠ ♠

hej misiaki! x
a więc mamy prolog Whispers! jak wrażenia? czego spodziewacie się po drugiej części? ;)
kafhjjafh jestem tak podekscytowana tym tłumaczeniem! :D
poza tym, planujemy też zmienić niedługo szablon, na bardziej pasujący do obu części, ale na razie dopiero szukamy kogoś, kto  nam go zrobi, dlatego nie wiem, kiedy się pojawi :)
pozdrawiam! x